Jedni chcą im dołożyć uprawnień, drudzy zlikwidować. W ostatnich tygodniach straż miejska była tematem numer jeden w Rybniku, teraz w Pszczynie. Ilu na Śląsku jest strażników i czym się zajmują?
W Polsce jest około 7600 strażników miejskich i gminnych. Na Śląsku kilkuset. W samych Katowicach jest ich już obecnie ponad 130 (z niespełna 30 w 1992 roku). Rybnik ma 53 strażników, a Jastrzębie 33. Roczny budżet straży w średniej wielkości mieście wynosi kilka milinów złotych, w Rybniku trzy miliony.
Niechciana straż
To właśnie w Rybniku niedawno przeprowadzono akcję zmierzającą do odwołania straży miejskiej. Inicjatorzy, działacze Kongresu Nowej Prawicy razem z przedstawicielami innych stowarzyszeń, próbowali w tej sprawie doprowadzić do referendum. Na razie im się nie udało. Zdaniem komisji (powołanej przez miasto), która weryfikowała podpisy zebrane w celu przeprowadzenia referendum, zawierały one błędy, więc w rezultacie było ich za mało. Inicjatorzy akcji twierdzą, że podpisów wystarczy, a znaczną część odrzucono z powodu tzw. literówek w imionach, nazwiskach, adresach itp. Kiedy rybnicka rada miejska odrzuciła wniosek o referendum, Kongres odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Podobna akcja przeprowadzana jest w Pszczynie, Kongres zapowiada ją również w innych miastach na Śląsku. – Ale kontaktują się z nami również ludzie z innych stron Polski. Pytają, jak się za taką akcję wziąć – mówią działacze Kongresu.
Argumenty są wszędzie takie same – straż, zdaniem jej oponentów, jest za droga i nieefektywna. Na profilu Facebooka „Pszczyna – chcemy referendum w sprawie odwołania straży miejskiej” czytamy, że jej utrzymanie kosztuje w tym roku 1,36 mln zł, a korzyści z istnienia formacji są nieproporcjonalne małe w porównaniu z kosztami. Oponenci uważają, że istnienie straży sprowadza się przede wszystkim do nakładania mandatów na kierowców, handlarzy, a walka z chuligaństwem, łamaniem ciszy nocnej itp. jest mizerna.
Działacze Kongresu mają też gotowe recepty na co można przeznaczyć pieniądze zaoszczędzone na likwidacji straży. W Rybniku m.in. na żłobek, przedszkola, w Pszczynie na dofinansowanie policji i remonty dróg. Można te miliony wydać oczywiście na coś innego – w zależności od potrzeb.
Pomysł likwidacji straży nie jest nowy. W 1999 roku decyzję o rozwiązaniu formacji podjął prezydent Żor Waldemar Socha. Nie miał poparcia żadnej partii, ale złośliwi mówili, że zdenerwował się na straż po tym, jak dostał mandat. Nikt nie stracił roboty, 20 pracowników straży rozlokowano m.in. w urzędzie miasta, w wojsku, straży więziennej i w policji. Miasto nie tonie w śmieciach, nie odbiega statystykami wykroczeń od samorządów, gdzie straże funkcjonują. Może dlatego, że Żory rok w rok dokładają z budżetu do policji. W tym roku na dziewięć etatów policyjnych miasto wyda 650 tys. zł, a na dodatkowe patrole policyjne 35 tys. zł.
Prezydent Rybnika mówi jednak, że nie wyobraża sobie funkcjonowania ponad 100-tysięcznego miasta bez straży miejskiej. Żory są znacznie mniejsze.
Czym się zajmują?
W ciągu blisko 22 lat straż miejska nie doczekała się jasnych i precyzyjnych przepisów, określających kompetencje formacji. Zadania i uprawnienia straży miejskich i gminnych określa Ustawa z 29 sierpnia 1997 roku o strażach gminnych. Intencja była prosta – straż miejska ma się zajmować wykroczeniami, policja przestępstwami. Strażnicy mieli więc wziąć na siebie przede wszystkim psie kupy, dzikie wysypiska śmieci, picie w miejscach publicznych i odwożenie pijanych do izb wytrzeźwień, nielegalny handel na targowisku, zakłócania porządku, ciszy nocnej, itd.
Gdyby przede wszystkim tym się zajmowali byłoby dobrze. Problem w tym, że przepisy przepisami, a tak naprawdę priorytety straży miejskiej wyznaczają prezydenci i burmistrzowie miast, bo to oni są bezpośrednimi przełożonymi komendantów. Szybko wyczuli, że straż może przynieść łatwe i szybkie pieniądze. Tylko w Rybniku do kasy miasta z mandatów płynie rocznie około miliona złotych! Jakby tego było mało, na skrzyżowaniach zawieszono czarne kule z aparatami w środku, które fotografują kierowców przejeżdżających na czerwonym świetle. Dostają oni do domów zdjęcia ze słonym rachunkiem w wysokości 500 złotych. – Przez nasze miasto z powodu permanentnych remontów dróg nie można przejechać. Często światła swoje, a kierowcy swoje, bo i tak stoją w wielkim korku – zauważają nie bez racji mieszkańcy.
Ile zarabiają?
Ile zarabia strażnik miejski? Na portalu wynagrodzenia.pl podano, że średnio dostaje on 2400 zł. miesięcznie. Zarobki 50 proc. strażników miejskich wahają się od 2150 do 3000 zł. Premia stanowi średnio 11 proc. pensji. Jak to wygląda w praktyce? Sprawdziliśmy zarobki strażników miejskich w 150-tysięcznym mieście. Świeżo zatrudniony strażnik dostaje tu 1200 złotych. Po pięciu latach służby może liczyć na 1500 złotych. W policji zarobki są znacznie wyższe, w dodatku funkcjonariusz ma dodatkowe przywileje i, co może ważniejsze, cieszy się zdecydowanie większym szacunkiem w społeczeństwie.
W ciągu roku z rybnickiej straży miejskiej odeszło 18 strażników. Większość do policji. Co trzyma pozostałych? – Policja chętnie przyjmuje do pracy strażników miejskich. Doświadczony strażnik, który przejdzie szkolenie w szkole policyjnej, jest gotowy do służby. Zna przepisy, wie, jak postępować z obywatelem – przekonuje Dawid Błatoń, rzecznik prasowy rybnickiej straży miejskiej. Prawda jest jednak taka, że do policji naprawdę trudno się dostać. O wiele trudniej niż do straży.
Przechowalnia emerytów
Aby zostać strażnikiem miejskim wystarczy mieć co najmniej 21 lat, obywatelstwo polskie i minimum średnie wykształcenie. Nie można być skazanym prawomocnym wyrokiem, ważna jest nienaganna opinia. Trzeba też być sprawnym fizycznie. Kandydat na strażnika musi zaliczyć test sprawnościowy (m.in. rzut piłką lekarską), który w porównaniu z policyjnymi testami jest bajecznie prosty. Na stronach internetowych straży na Śląsku są informacje o wakatach.
Straże miejskie stały się też „przechowalnią” policjantów, którzy po 15 latach służby nabywali prawa emerytalne i szukali dodatkowego źródła dochodu. Komendanci straży miejskich przyjmowali ich z otwartymi rękami, przede wszystkim ze względu na doświadczenie. Skrajnym przykładem było Jastrzębie, gdzie szefem straży miejskiej został były zastępca komendanta Milicji Obywatelskiej. Dziś już nie pracuje, oficjalnie dlatego, że nie złożył w terminie oświadczenia majątkowego.
Dyskusja o strażnikach miejskich nie umilknie dopóki nie będzie jasnych przepisów określających kompetencje tej formacji. Musi się też zmienić mentalność naszej lokalnej władzy – straż miejska nie powinna służyć zarabianiu pieniędzy i zasilaniu miejskiej kiesy.