Zaznacz stronę

Wszystko zaczęło się latem 2007, kiedy to grupa rowerowych zapaleńców pod przewodnictwem o. Tomasza Maniury wybrała się w podróż do Wilna. Od tego czasu, w każde wakacje wyruszają na kilkutygodniową wyprawę w odległe zakątki świata. Dotarli już m.in. do Kijowa, Jerozolimy, Rzymu oraz norweskiego Nordkapp. W tym roku członkowie Teamu Rowerowego NINIWY podjęli jeszcze większe wyzwanie. „Pielgrzymi” zmierzyli się z surowym syberyjskim klimatem przemierzając blisko 8500 km, by dotrzeć na obchody stulecia istnienia kościoła pod wezwaniem świętego Stanisława, biskupa i męczennika w Wierszynie. Wyprawa trwała 2,5 miesiąca.Trudy wyprawy- Plan dnia wygląda tak, że wstaniemy o czwartej rano. Mamy godzinę na przebranie się, przygotowanie do podróży, zjedzenie śniadania i higienę. Musimy trzymać się tego, aby spełnić umówiony wcześniej limit kilometrów. Po godzinie ruszamy. Zazwyczaj odpoczywamy co 50 km- w tym dłuższa przerwa na obiad, po którym odprawiamy Mszę. Gdy zbliżamy się do 150 km, szukamy już miejsca na nocleg. Rozkładamy namioty, rozpalamy ognisko i mamy chwilę dla siebie. Zazwyczaj jednak jesteśmy tak zmęczeni, że jedyną rzeczą o której marzymy jest sen – mówi Justyna Kotas.Podróżnicy śpią najczęściej pod gołym niebem. Rzadko zdarza się im zorganizować ciepły kąt, w którym mogliby się ogrzać, umyć i zrobić pranie. Nie brakuje jednak osób, które decydują się im pomóc. – Bywa tak, że przez wiele dni podróżujemy z dala od cywilizacji. Gdy mijamy jakąś stację benzynową, korzystamy z prysznica i coś tam dokręcamy w naszych rowerach. Kiedy już dotrzemy do jakiegoś miasta, szukamy pomocy w postaci noclegu i pożywienia. Tak się jakoś zdarza, że zawsze w ostatnim dniu tygodnia znajdzie się miejsce w którym możemy odetchnąć po ciężkim tygodniu, zadbać o higienę i zregenerować siły. Pewnego razu zwróciliśmy się o pomoc do burmistrza. Zapewnił nam nocleg w sali gimnastycznej. Mogliśmy się ogarnąć, a potem zostaliśmy zaproszeni na „wypasioną” kolację. Stół był zastawiony dla dwudziestu ludzi. Mogliśmy też dokładać ile dusza zapragnie. Innym razem spaliśmy w Aqua Parku. Czasem pozwalano nam na rozbicie namiotów przy prywatnej posesji. To niesamowite. Znaleźć tego typu pomoc dla kilku osób nie powinno stanowić dużego problemu. W przypadku tak dużej grupy mogłoby się to wydawać niemożliwe. Niewierzący powie, że jest to dzieło przypadku. Ja uważam, że to taki mały cud – mówi ojciec Tomasz Maniura.Jedynym wolnym dniem dla uczestników podróży jest niedziela. Wtedy też nadchodzi czas na rozmowę, podsumowanie ubiegłego tygodnia i wyjaśnienie wszelkich nieporozumień. Jak podkreśla o. Tomasz Maniura pozytywna atmosfera panująca w grupie jest niezwykle ważna. – Opowiadamy o tym jak każdy z nas przeżył ten okres- zarówno fizycznie, psychicznie, jak i duchowo. Poznajemy siebie w warunkach ekstremalnych. Był taki tydzień, że w ogóle się nie myliśmy. Byliśmy wyczerpani. W takiej sytuacji naturalną sprawą jest to, że nerwy puszczają. Udaje nam się jednak żyć w zgodzie. To bardzo kształtuje nasz charakter – mówi.Trasa tegorocznej wyprawy mierzącej blisko 8500 km, przebiegała poprzez Polskę, Białoruś, Kazachstan, Mongolię aż do Rosji. Celem była oddalona o sto kilometrów od Irkucka, miejscowość Wierszyna – jedno z niewielu miejsc poza granicami Polski, w którym niemal wszyscy mieszkańcy posługują się naszym ojczystym językiem. Są to potomkowie emigrantów- głównie z Zagłębia Dąbrowskiego (Zachodnia Małopolska), którzy osiedlili się tam około 1910 roku. 24 „pielgrzymów” musiało zmierzyć się nie tylko z przenikającym mrozem, brakiem schronienia i własnymi słabościami. Czasem problemem był również brak pożywienia. – Musimy jeść to co daje nam najwięcej energii. Są to makarony, ryże, jogurty, czasem jakieś batoniki. Jemy bardzo dużo, ale wyprawa kosztuje nas w zasadzie tyle, ile zjemy. Zawsze musimy zrobić odpowiednie zapasy. Na tyle duże by wystarczyły do następnego punktu, gdzie będziemy mogli ponownie się zaopatrzyć. Nie zawsze jest to takie proste. – relacjonuje Hanna Witczak.Damy radę!W każdej wyprawie uczestniczy od kilkunastu do dwudziestu pięciu osób, które muszą się zmierzyć z wieloma ekstremalnymi sytuacjami. Jest to przede wszystkim sprawdzian wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. W trudnych chwilach, oparcia szukają w Bogu. – Codziennie przemierzamy blisko 150 km z bagażem ważącym około 30 kg. Warunki pogodowe bywają trudne. Czasem doskwiera palące słońce, czasem wiatr i mróz. Nigdy nie wiemy, gdzie będziemy spać. Jemy to, co akurat mamy pod ręką. Każdego dnia odprawiamy Mszę. Dzięki niej odczuwamy duchowe wsparcie i wiemy, że damy radę! Wiara dodaje nam sił. Jesteśmy bliżej Boga i natury. To jest dla mnie jak pielgrzymowanie, tylko na rowerach – mówi Sławek Kunicki, uczestnik wyprawy Syberia 2013.Team Rowerowy Niniwa złożony jest głównie z amatorów, których rowerowa aktywność ma charakter sezonowy. Najczęściej nie posiadają również profesjonalnego sprzętu, co może wiązać się z dodatkowymi utrudnieniami. – Każdy ma taki rower jaki sobie kupił. Najczęściej są to rowery turystyczne, których cena zamyka się w granicach od 1500 do 2000 złotych. Podczas jednej z wypraw złamałem ramę. Jakoś to poskładaliśmy i udało mi się dotrzeć do najbliższego warsztatu samochodowego, gdzie zgodzili się ją przyspawać. Niestety trzy dni później rama ponownie złamała się, ale w innym miejscu. To był las. Znaleźliśmy jednak osadę, w której pewien starszy pan wygrzebał z piwnicy starą spawarkę i jakoś poskładał ten rower do kupy. Na szczęście to już wystarczyło na resztę drogi. Problemem są też przebite dętki. Rekord padł w Turcji, kiedy w sumie przebiliśmy aż dwanaście dętek. Tego typu wypadki się zdarzają, ale i tak zawsze udaje nam się dotrzeć do celu – wspomina Filip Hepner.W drodze członkowie grupy mijają wiele wspaniałych miejsc. Najczęściej nie są w stanie zatrzymać się w nich na dłużej. Pomimo tego uważają, że wyprawy dają im ogromne korzyści. – Jeżeli chcielibyśmy zwiedzić każde miasto, które mijamy, nie dalibyśmy rady dojechać na miejsce w zamierzonym terminie. Musimy być nieczuli na to co mijamy, choć przyznam, że jest to bardzo trudne. Poznajemy jednak świat w sposób, jakiego nie daje żadna inna wycieczka. Obserwujemy życie, kulturę i poglądy ludzi w odległych krajach. Odkrywamy specyfikę państw, przez które biegnie nasza trasa – podkreśla o. Tomasz Maniura.W 2010 roku powstała pierwsza książka, zawierająca zredagowane, codzienne relacje z podróży do Jerozolimy. Od tego czasu zainteresowani losami „pielgrzymów”, każdego roku mogą zapoznać się z opisem kolejnych wypraw. Przy okazji wydania książki, rowerzyści spotykają się z czytelnikami w „Galerii Na Strychu” Starochorzowskiego Domu Kultury. Następna książka ukaże się prawdopodobnie pod koniec bieżącego roku.