W Katowicach, mimo powszechnego znikania butików, których właściciele z powodu wysokich czynszów i braku chętnej do zakupów klienteli zamykają swoje biznesy, można zaobserwować stałą obecność secondhandów.W sobotnie przedpołudnie odbywa się w niektórych z nich prawdziwe polowanie. Ceny spadają wówczas znacząco.W popularnym „Szwedzie” w poniedziałki cena kilograma odzieży to wydatek rzędu 35 zł, a w sobotę tylko 10 zł. W „Szwajcarze”, w którym w tygodniu można kupić odzież za 27 zł za kg, zdarzają się soboty, gdy można było kupić je po 1 zł za sztukę, zaś w ciucholandzie, który otworzył swoje podwoje w miejscu, gdzie niegdyś mieściła się popularna kawiarnia „Biała brama” ceną obowiązującą niektóre soboty było 5 zł za kilogram.Secondhand dla wszystkichKim są klienci kupujący w takich sklepach? Jeszcze kilka lat temu sklepy z zagraniczną odzieżą używaną, nie cieszyły się w Polsce szczególnym zainteresowaniem. Ich klientami przede wszystkim byli ludzie ubodzy, ale i członkowie subkultur młodzieżowych, np. punk rocka, którzy zaopatrywali się tam w glany, plecaki „kostki”, kurtki wojskowe i ramoneski.Z czasem sytuacja nieco się zmieniła, choć wciąż do podstawowej klienteli secondhandów należą osoby, które w wyniku sytuacji życiowej, z braku pieniędzy, nie mogą pozwolić sobie na nowe ubrania. Pani Ania, która od dwóch lat wychowuje samotnie dwie córki utrzymując się z jednej pensji, kupuje ubrania wyłącznie w ciucholandach.- Po zapłaceniu rachunków, lekarstw, nawet na jedzenie nie mam za wiele, więc co tu mówić o ubraniach. Jedno moje dziecko jest malutkie, cały czas ze wszystkiego wyrasta i jakbym chciała co chwilę kupować jej nowe śpioszki czy koszulki to bym zbankrutowała. Druga córa chodzi do szkoły i też chce wyglądać jak koleżanki. T-shirty, dżinsy, nawet bluzy czy kurtki nawet po przecenach w sklepach w „Silesii”, to jest wydatek, na który mnie nie stać. Sama też sobie coś od czasu do czasu zafunduję, ale na mnie ciężko coś kupić, bo jestem niewymiarowa – przyznaje pani Ania. Pan Andrzej obecnie jest bez pracy, bez prawa do zasiłku, utrzymuje się z dorywczych zajęć jako tzw. złota rączka, ale na pierwszy rzut oka nikt by tego o nim nie powiedział. Sportowa kurtka, porządne dżinsy, buty dobrze wyczyszczone. – Jak się chce, to się da. Jak idę na zlecenie komuś coś naprawić to muszę wyglądać nie jak ostatnia łajza, tylko jak gość. Nawet jakbym miał pieniądze to bym tu kupował, bo wolę wydać na fajki albo na piwo z kolegami. Po co wyrzucać pieniądze? – mówi.Dwie starsze panie na buszowanie w ciucholandach umawiają się wcześniej. – Bajtle zaraz idą do zabawek, to my sobie możemy poklachać i powybierać. A to chusteczki, a to bluzki i spódnice takie do chodzenia tylko po domu. Albo na działkę spodnie, żeby ciepło w tyłek było. I synowi portki i koszulę jak mu się podrze – opowiadają.W ciucholandach bywają kolejki, jak za PRL-u. Kiedy jest nowy towar, albo kiedy są wyprzedaże. Pani Bożena często widzi je jak przechodzi koło ciucholandu.- Ludzie kupują bez opamiętania, bo tanio. A potem, co z tym robić? Moja synowa to tam ciągle chodzi. Niedługo już jej szafy zabraknie, tyle ma tego. No ileż można sobie kupić sukienek? Ona ma ze trzydzieści. I jeszcze żeby w tym chodziła! Niby wykształcona kobieta, dobrą pracę ma, a takie głupoty wyprawia. Ogląda seriale i widzi jak się tam ubierają, to chce mieć takie same – śmieje się starsza pani, która przyznaje, że sama nigdy by do ciucholandu nie poszła.- Raz weszłam. Śmierdzi. I tyle tam tego wszystkiego, że nie wiadomo jak to wybierać. W głowie mi się zakręciło, to wyszłam i nie pójdę więcej. To nie dla mnie. Niech sobie chodzi, kto potrzebuje. Ja mam dobrą emeryturę, to mnie stać na porządne sklepy. Do „ciuchów” nie chodzę – dodaje pani Bożena.Polowanie na ciuchyW secondhandach spotkać można też gimnazjalistki, dziewczyny z liceum i studentki. Kupują rzeczy niepowtarzalne, wyszukują modne dodatki, kapelusze, paski, ozdoby. Bardzo często przerabiają „upolowane” ubrania. Wiedzą jak szukać i czego szukać. Potrafią spędzić kilka godzin na łowach. Monika, o której koleżanki mówią, że jest „fashion victim” ma na sobie modne kozaczki, legginsy, mini spódniczkę, czarne futerko, kapelusz i wielkie srebrne kolczyki.- Jedyne co mam na sobie nie z secondhandu, to bielizna. Droga, bo z Victoria Secret, ale kupiona w Internecie. No i kolczyki, z allegro, ale od dziewczyny, która znalazła je w secondhandzie w Londynie. Prawie nowe futerko, spódnicę i bluzkę z Nexta, botki z Zary, legginsy z HM, kupiłam w sklepie z angielską odzieżą na Gliwickiej. Kapelusik jest z „vintage’u na Korfantego w Katowicach, ale już tego miejsca nie ma, bo budynek chyba zburzyli, a szkoda, bo tam super ciuchy były – wzdycha Monika.„Na ciuchach” spotkać też można kostiumologów szukających stylowych rzeczy do filmów, „szafiarki”, które prowadzą blogi o modzie i „motocyklistów”, którzy mogą tam dostać tańsze skórzane ubrania do jazdy na motorze.Nikt jednak nie ma ochoty przyznawać się, że tam chodzi, bo w dalszym ciągu w Polsce kupowanie w secondhandach to, zdaniem dorosłych, „wstyd”, a dla młodych przyznawanie się do tego to „obciach”.