Mysłowicki Negatyw wrócił z miesięcznej trasy koncertowej po Chinach, podczas której zagrał dziewięć koncertów w dziewięciu różnych miastach. Śląska grupa wystąpiła w Pekinie, Xi’an,Changsha, Guiyang, Chongqing, Dali, Kunming, Chengdu oraz Wuhan. Negatyw zagrał m.in. w słynnym Yugongyishan Club w Pekinie, w którym dotychczas zagrały takie tuzy muzyki jak: Jose Gonzalez, Peaches, Buzzcocks czy Ebony Bones. Nasi muzycy pokonali ponad 11 tys kilometrów.W podróży zespół zrealizował film dokumentalny pokazujący życie polskiego zespołu w trasie, który będzie emitowany jesienią tego roku w jednej z wiodących telewizji muzycznych w Polsce. – Poznaliśmy ten niezwykły kraj od strony kulturowej, jak i kulinarnej. Chciałbym, aby ten film pokazał jak naprawdę wygląda życie muzyków w trasie, bez kolorowania i tej całej marketingowej otoczki – opowiada Mietall Waluś, lider Negatywu.Odległości między kolejnymi miastami, w których grali, liczyły średnio tysiąc kilometrów. – Wiele polskich zespołów gra np. na Expo w Pekinie, ale to najbardziej europejskie spośród chińskich miast. Jadą na targi, grają do kotleta, często dla Europejczyków. My zjechaliśmy ten kraj, byliśmy w prawdziwie r’n’rollowej trasie, w r’n’rollowych klubach, w niektórych w latach 90. grała np. Nirvana! Zobaczyliśmy olbrzymie metropolie i malutkie miasteczka, liczące oczywiście kilkaset tysięcy mieszkańców, 2400 metrów nad poziomem morza, gdzie po jednej stronie było wielkie jezioro, a po drugiej wysokie góry – emocjonuje się Mietall Waluś.Na koncerty przychodzili fani rocka, ciekawi białego zespołu. Na niektórych było 250-300 osób, na innych 20. Słuchacze rozpoznawali dwa numery, „Znikam” i „Za ekranem odwagi”, ta druga piosenka jest dostępna na chińskim YouTube. – Kiedy zaczynaliśmy je grać, dostawaliśmy największe brawa. Myślę, że Chińczycy szukają takiego grania, a że Metallica do nich nie przyjedzie, to słuchali nas – opowiada Mietall. Koncerty Negatywu supportował chiński zespół. – Grał łagodniej, trochę jak nasz Pectus. Nam też zresztą sugerowano, żebyśmy grali lżejszy repertuar. A im mocniej graliśmy, tym bardziej się podobało. Zresztą po koncertach sprzedaliśmy trochę płyt. Przychodzili ludzie, robili sobie z nami zdjęcia, brali autografy – wspomina Mietall.Chiny zauroczyły muzyków. – To, wbrew pozorom, wolny kraj. Przykładowo ludzie swobodnie handlują na ulicy, drobni kupcy nie płacą podatku od wzbogacenia. Jest rozwinięta klasa średnia, w Polsce nie widziałem takich salonów samochodowych. Jest świetna komunikacja, przede wszystkim tanie metro. Płacisz równowartość złotówki i jeździsz po całym Pekinie, a u nas przystanki się liczy! – mówi Mietall.Zdziwiły go też ceny jedzenia. Przykładowo za pierożki z mięsem i kluseczki dla dziewięciu osób zapłacili, w przeliczeniu 50 złotych, razem z piwem… Chociaż w niektórych miejscach nie jadło się najlepiej. – Ludzie palą, kiepują na ziemię, sanepidu to tam raczej nie ma. Ale zobaczyłem, że wszyscy jedzą, wszyscy żyją, więc przełamałem się – opowiada muzyk.Skomplikowana była jedynie wymiana dolarów na juany. „W Polsce idziesz do kantoru i wymieniają Ci obcą walutę bez problemów. Tutaj musisz wypełnić odpowiedni dokument, wylegitymować się z paszportu. Po zakończeniu całej transakcji, pracownik banku prosi cię byś na takiej małej skrzyneczce, naciskając jeden z trzech przycisków ocenił jego prace. Oczywiście wszystko toczyło się bez problemu. Byłem zadowolony i wcisnąłem przycisk z najwyższą oceną jego pracy” – wspominał Mietall w korespondencji dla „Dziennika Zachodniego”.Jak doszło do wyprawy do Chin? – Nie jesteśmy zespołem mainstreamowym, nie mamy aż tylu propozycji koncertowych co wielkie gwiazdy. Dlatego jesteśmy w stanie co jakiś czas zrealizować jakiś nietypowy projekt. Mamy na swoim koncie najdłuższą klubową trasę w historii polskiego rocka podczas której w 75 dni zagraliśmy 52 koncerty, teraz polecieliśmy do Chin – opowiada Mietall Waluś, lider Negatywu.Muzycy mają tam znajomego, ten z kolei zna agenta. – Zadzwoniliśmy do niego, wysłaliśmy piosenki, spodobały się. Mieliśmy jechać na pięć koncertów, później okazało się, że jest ich dziewięć, a wyjazd potrwa miesiąc. Odbyliśmy rozmowę z całym zespołem, czy ruszamy, czy nie. Bo to wiązało się z zostawieniem rodzin, dzieci. Chiny to nie Wielka Brytania, Europa czy nawet Stany. Wszyscy muzycy zgodzili się – opowiada Mietall.Dzisiaj, kiedy muzycy oglądają filmiki z Chin, zastanawiają się: Czy my tam naprawdę byliśmy?! A Mietall dodaje: Cieszę się, że jesteśmy zespołem, który realizuje swoje marzenia.Mietall nigdy nie marzył o urokach wieży Eiffla czy Sekwany, zawsze chciał zobaczyć… Chiński Mur. W końcu go nie zdążył zwiedzić. – Obiecaliśmy sobie, że za rok tam wrócimy, tylko po to, by zobaczyć ten mur – zapowiada Mietall.Antoni Strzelecki