Autor czterech goli w historycznym spotkaniu Polski z Brazylią, a później także reprezentant III Rzeszy. Legendarny i kontrowersyjny piłkarz doczeka się filmowej biografii.Film „Ezi” wyreżyseruje Jarosław Marszewski, który napisał do niego scenariusz wspólnie z Jakubem Michalakiem i Januszem Margańskim. Produkcja ma w ciekawy sposób połączyć świat futbolu i dramatu związanego z II Wojną Światową. – Nie ma chyba lepszego przykładu, który ogniskuje problemy z polsko-niemiecką historią. Od dawna interesowałem się jego życiorysem i oczywiście jest to bardzo barwna postać, o której można zrobić ciekawy film. Do tego dochodzi też tło historyczne – mówi Jarosław Marszewski.Ezi, czyli wirtuoz futboluHistoria piłkarza jest bardzo skomplikowana i intrygująca, dlatego jego życiorys nadaje się na idealny scenariusz filmowy. Tymczasem piłkarz dotąd nie doczekał się w Polsce nawet biografii. Ernest Wilimowski urodził się w 1916 roku w Katowicach i sam o sobie mówił, że jest Górnoślązakiem. Na boisku piłkarskim, jak nikt inny potrafił się odnaleźć pod bramką przeciwnika. Był wybitnym napastnikiem, który w barwach Ruchu Hajduki Wielkie (dziś Chorzów) zdobył ponad 100 bramek. Z tym zespołem świętował także cztery tytuły mistrza Polski. Dobre występy w klubie zaowocowały powołaniem go do kadry, w której zadebiutował już w wieku 17 lat. W reprezentacji Polski jego bilans zamknął się na 21 bramkach w 22 spotkaniach. Do legendy przeszedł jego wyczyn na Mistrzostwach Świata w 1938 roku, kiedy to w przegranym 5:6 spotkaniu z Brazylią strzelił aż 4 gole. Jego rekord w ilości zdobytych bramek w jednym meczu na mundialu został pobity dopiero 56 lat później.Wszystko zmieniło się wraz z wybuchem II Wojny Światowej, kiedy Wilimowski podpisał volkslistę i zaczął grać w reprezentacji III Rzeszy. Tam też był bardzo skuteczny. W sumie strzelił dla Niemców 13 goli w 8 meczach. Część ludzi uznała go za zdrajcę, który zrobił wszystko, żeby kontynuować swoją karierę. Inni natomiast tłumaczą jego decyzję, chociażby skomplikowanym pochodzeniem. Ostry spór wokół postaci napastnika trwa zresztą do dziś, co może się wiązać z nieznajomością realiów tamtych czasów. – Warto zwrócić uwagę, że volkslista – nie był to dokument, który się podpisywało. Obowiązkiem było wypełnienie specjalnej ankiety, która zawierała pytania między innymi dotyczące pochodzenia, wykształcenia czy rodziny. Dopiero na tej podstawie niemiecki urzędnik przyznawał określoną grupę volkslisty. Podpis umieszczano na końcu ankiety. Pod deklaracją, że jest ona składana w celu otrzymania obywatelstwa niemieckiego. Wypełnienie ankiety było przymusowe. Wszystko zależało od człowieka, ale trudno nazywać kogoś zdrajcą, kto się na to decydował na przykład pod groźbą zesłania do obozu koncentracyjnego. Dlatego wielu ludzi uginało się pod naciskiem państwa i akceptowało zasady, które im narzucano – wyjaśnia prof. Ryszard Kaczmarek z Uniwersytetu Śląskiego.Po zakończeniu wojny, Wilimowski w Polsce nigdy się już nie pojawił, ale nie grał też w reprezentacji Niemiec. Kontynuował karierę w klubach niemieckich i zakończył ją w 1959 roku. Wiele razy myślał o powrocie na Śląsk, ale przez wielu nadal uznawany był za kolaboranta. W 1995 roku został zaproszony do Chorzowa na uroczystości związane z 75-leciem Ruchu. Nie przyjechał, a jako powód absencji podał chorobę żony. Niektórzy uważają, że po prostu bał się, jak zostanie przyjęty. Zmarł 30 sierpnia 1997 roku w niemieckim Karlsruhe. Miał 81 lat. Jego piłkarską karierę chyba najlepiej podsumowało zdanie wypowiedziane przez Fritza Waltera, byłego kapitana reprezentacji Niemiec. Stwierdził, że Wilimowski był jedynym zawodnikiem na świecie, który zdobywał więcej bramek niż miał szans.Produkcja polsko-niemiecka„Ezi” będzie kręcony w Polsce i u naszych zachodnich sąsiadów. – Ma to być koprodukcja polsko-niemiecka. Część zdjęć zrobimy na pewno we Wrocławiu, który ma udawać Monachium. Ekipa filmowa pojawi się też na Górnym Śląsku, gdzie mamy niepowtarzalne pejzaże. Do filmu zaangażujemy również niemieckich aktorów. Scenariusz zawiera między innymi sceny rozgrywające się podczas słynnego meczu Polska – Brazylia na mistrzostwach świata oraz pojedynku reprezentacji III Rzeszy z Rumunią, który rozegrano w czasie wojny na stadionie w Bytomiu – opowiada reżyser.Na razie nie jest jeszcze znany odtwórca głównej roli, ale Jarosław Marszewski zdaje sobie sprawę, że będzie to dla niego najtrudniejszy wybór, który może zadecydować o powodzeniu całego projektu. – Rozmawialiśmy już z młodym aktorem, ale jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, żeby cokolwiek w tej sprawie przesądzać. Główna rola w tym przypadku to zdecydowanie rzecz podstawowa i najważniejsza. Musi to być człowiek charyzmatyczny i sprawny fizycznie, a jednocześnie musi być w jakimś stopniu tajemniczy. W tym momencie nic nie zostało przesądzone i poszukiwania trwają nadal – wyjaśnił Marszewski. Wiemy za to na pewno, że swój udział w filmie zadeklarowali dwaj wielcy piłkarze reprezentacji Polski. Na planie filmowym mają się pojawić Zbigniew Boniek i Włodzimierz Lubański.Zdjęcia miały się rozpocząć na początku tego roku, ale ciągle udoskonalany jest scenariusz. Tematyka jest bardzo kontrowersyjna, dlatego każdy szczegół musi być dokładnie dopracowany. Realny termin pierwszego klapsa na planie filmu to druga połowa 2013 roku.