W piątek poznaliśmy wynik audytu przeprowadzonego w spółce Inteko. W spółce – córce Kolei Śląskich zniknęło 35 mln zł. Gdzie był zarząd KŚ podczas wyprowadzanie pieniędzy ze spółki? – Sama chciałabym wiedzieć – stwierdziła dr Ewa Chorowska Kasperlik, obecna przewodnicząca Rady Nadzorczej KŚ. – Mieliśmy do czynienia z ordynarnym skokiem na publiczną kasę – dodał Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Na zlecenie Kolei Śląskich specjaliści z ZDG TOR przygotowali audyt finansowo-prawny w firmie Inteko. Spółka powołana w maju 2012 roku miała stworzyć system sprzedaży biletów i zająć się zakupem taboru kolejowego. Po półtorarocznej działalności został tylko ogromny dług. Z audytu dowiedzieliśmy się, że w dokumentacji firmy jest jeden wielki bałagan, brakuje umów, niektóre z nich zawierane były na tak zwaną „gębę” Jak stwierdził Sławomir Czura z ZDG TOR część umów jednego dnia była zawierana po kilka razy a następnie rozwiązywana. Według audytorów część dokumentów została także zniszczona, żeby zatrzeć ślady. – Pieniędzy możnaby się doszukiwać w firmie Sigma Tabor, która miała dostarczyć pociągi. Tam urywają się wszystkie tropy – stwierdził Adrian Furgalski z ZDG TOR. Nieprawidłowości było jednak tak wiele, że w tej sprawie nic nie jest pewne. Kapitał zakładowy spółki Inteko, jak na cele jakie miała zrealizować spółka był, delikatnie to ujmując, śmieszny. Spółka nie miała pieniędzy na zakup pociągów, zaciągnęła więc kredyty i wyemitowała obligacje na kwotę 26 mln zł, z czego spłaciła tylko 6 mln zł. Górnośląskie Przedsiębiorstwo Wodociągów poręczyło spłatę obligacji i kredytów przez spółkę Inteko. W efekcie GPW zostało z długiem, bo spółka nie miała środków na spłatę zobowiązań. Paradoks goni tu paradoks Nieprawidłowości w spółce występowały od samego początku. Eksperci z TOR-u stwierdzili, że wątpliwości budziło kierowanie firmą Inteko przez Witolda W. Został on bowiem zatrudniony jako doradca z firmy zewnętrznej, a nie na stanowisku prezesa. Był to konflikt interesów, bo w niektórych wypadkach Witold W. reprezentował jednocześnie Inteko i firmę, w której miał udziały. Wyniki audytu potwierdziły zawieranie niekorzystnych dla spółki umów, z korzyścią za to dla firm zewnętrznych lub osób prywatnych. Mimo tego przez pierwszy rok działalności spółki Inteko była krainą mlekiem i miodem płynącą. – Nie brakowało tu pieniędzy na nic, służbowe samochody, sprzęt biurowy z najwyższych półek, teflony z nielimitowanymi rozmowami, obiady, kolacje, czy nawet mieszkania dla pracowników były tu na porządku dziennym – wspomina jeden z pracowników firmy Inteko. Na pensje też nikt tu nie narzekał. Spółka rozwijała się tak prężnie, że bardzo szybko postanowiła poszerzyć swój zakres działalności. Otworzymy sobie dziennik W maju ubiegłego roku Maged Sahly, rzecznik prasowy spółki z rekomendacji jednej z sekretarek Inteko, wpadł na pomysł otwarcia dziennika „Po kolei”. Spółka Inteko od grudnia 2012 roku wydawała miesięcznik „Kolej po Śląsku”, który był dystrybuowany w pociągach KŚ. Czasopismo miało funkcjonować jako gazetka promocyjna dla pasażerów KŚ. Tymczasem w rękach rzecznika była narzędziem szantażu marszałka. – Pamiętajcie, że mam w ręku gazetę i nie zawaham się jej użyć- tak mówił Maged Sahly, wspominają pracownicy. – Potyczki pomiędzy władzami województwa śląskiego i Kolejami Śląskimi a spółką Inteko trwały zawsze – mówi jeden z pracowników. Być może dlatego spółka chciała mieć swoje własne medium, by kierować opinią publiczną tak jak chce – dodaje. Próby otwarcia dziennika rozpoczęły się w maju, wtedy zaczęły się rekrutacje dziennikarzy i działu marketingu. Do dziś w sieci można znaleźć ogłoszenia o pracę dla dziennikarzy i marketingowców. – To miało być wielkie przedsięwzięcie, całkiem nowy projekt, skusiły nas świetne warunki pracy, o których w innych redakcjach można tylko pomarzyć – wspomina jeden z dziennikarzy zatrudnionych w firmie Inteko. W sumie zatrudniono ośmiu dziennikarzy, fotografa, korektora, dwóch grafików, dwóch handlowców, sekretarza redakcji, który wcześniej pełnił funkcje doradcy zarządu i dział marketingu. Funkcje redaktora naczelnego objął rzecznik prasowy Inteko. Wątpliwości dziennikarzy wzbudziły umowy, które podpisywali z spółka Inteko, a nie jak im obiecywano z wydawcą przyszłego dziennika, którym miała być zupełnie niezależna firma. – Zapewniano nas, że to tylko na okres pierwszego miesiąca, potem zrobiły się dwa, trzy… – wspomina jedna z dziennikarek. W umowach napisane było, że dziennikarze mają wykonywać zlecenia dla miesięcznika „Kolej po Śląsku”, dzięki czemu umowy nie wzbudzały u nikogo wątpliwości. W sierpniu 2013r., po złożeniu dymisji przez ówczesnego prezesa, Witolda W., finansowanie się skończyło. Część dziennikarzy wyczułaniestabilną sytuacje i zwolniła się na własną prośbę, część podpisało umowę z rzecznikiem prasowym Inteko. – I ten okazał się nie wypłacalny i do dziś zalega z pensjami dla dziennikarzy- wspominają pracownicy. Sprzęt biurowy zamiast wypłat Eldorado się skończyło, kiedy funkcje Witolda W., przejął nowy prezes. Natychmiast zwolnił wszystkich pracowników firmy, pozostawiając na stanowisku tylko pracowników biurowych, czyli trzy sekretarki, w tym byłą sekretarz redakcji. Nowy prezes ograniczył również dostęp do kont bankowych sekretarce spółki. Od tej pory wszelkie przelewy wykonywane były w obecności nowego prezesa. Na kontach bankowych spółki brakowało środków, zaczęły się kłopoty z wypłatą wynagrodzenia. Wypłaty pracowników były mocno opóźnione. Prezes nie mógł się doliczyć sprzętu, który dostali w zastaw dziennikarze, którym nie wypłacono wynagrodzenia. Ku naszemu zdziwieniu wyżej wymienione informacje nigdy nie ujrzały światła dziennego. Dlaczego zarząd i audyt nie ujawnił tak istotnych dla podatników informacji o zabawie w dziennik za publiczne pieniądze? – Tu nasza rola się kończy – stwierdził na konferencji Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Szefowa rady nadzorczej KŚ dodała też, że spółka złożyła doniesienie do prokuratury w sprawie podejrzenia niegospodarności i działania na szkodę Inteko przez Witolda W. Jednak jak zauważył Furgalski ordynarnego skoku na pieniądze publiczne nie mogła dokonać jedna osoba. Zostawiam państwa z tą myślą. Katarzyna Marek